czwartek, 31 maja 2012

Rozdział szósty



      Od kilku tygodni marnie się czułam. Nie wiedziałam, co mi jest więc zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki Lauren, która studiuje medycynę, żeby jeśli może jak najszybciej wpadła do nas do domu.
      Siedziałyśmy na dywanie i rozmawiałyśmy. Lauren jest jedną z tych osób, które sprawiają, że człowiek sam mówi co leży mu na sercu. Opowiedziałam jej więc o Louise, o tym wszystkim co się wydarzyło. Z początku nie mogła uwierzyć, lecz w końcu ją przekonałam.  Doskonale zrozumiała to, że nie powiedziałam jej o tym od razu. Zaczęła mnie wypytywać o to, co mi dolega.
Poranne nudności, brak miesiączki… O Boże. Wreszcie zdałam sobie sprawę z tego, co może to oznaczać. Jak na skrzydłach pobiegłyśmy do najbliższej apteki.
- Dwa testy ciążowe poproszę – powiedziałam radosnym tonem.
- Po co ci dwa? – zapytała przyjaciółka.
- Hmm, wolę mieć pewność.
Chwilę potem wracałyśmy do domu szczerząc się jak dwie nienormalne dziewczyny. Kiedy tylko weszłyśmy do domu, pobiegłam do łazienki, a Lauren kazałam na siebie czekać. Kilka minut potem jej uszu dobiegł mój dziwny wrzask przerywany łkaniem. Ledwo mogąc utrzymać się na nogach podeszłam do niej i zdołałam wykrztusić tylko „Jestem… najszczęśliwszą osobą na ziemi” po czym zrobiło mi się ciemno przed oczami. Chwilę później obudziłam się jednak, ale nie byłam sama. Louis trzymał mnie za rękę, a obok dziewczyny stali Liam, Niall, Zayn i Harry. Wszyscy chłopacy mieli zdezorientowane miny, więc domyśliłam się, że Lauren nikomu nic nie powiedziała.
- Vi, co się stało? Okropnie krzyczałaś – powiedział zatroskanym głosem Louis.
- L..Louis.. Będziemy mieli… JESTEM W CIĄŻY!- krzyknęłam, a po policzkach poleciały mi łzy. 
Louis zaczął wrzeszczeć jakby oszalał.
- Boże, będę tatą, będę tatą, będę tatą! – darł się, po czym wziął mnie na ręce i zaczął tańczyć jakiś dziwny taniec z pięćdziesięciokilogramowym obciążeniem w mojej skromnej, cholernie szczęśliwej osobie.
Chłopacy rzucili się do nas składać gratulacje, a oczy Lary, bo tak czasami nazywałam tę niesamowitą dziewczynę, którą znam od przedszkola niebezpiecznie się zaszkliły. Cieszyła się razem ze mną, to było widać. Jednocześnie dziwnie musiała się czuć nie widząc Louisa, który zachowywał się jakby ogłupiał z radości. Chociaż jakby sięgnąć pamięcią trochę dalej,  zawsze się tak zachowywał. Między innymi za to tak szaleńczo go kochałam. 
       Musiałam przyrzec sobie jedną jedyną rzecz – nigdy nie będę dla mojego dziecka taka jak ludzie, którzy mnie wychowali i nie zasługiwali na miano rodziców. W moich oczach już dawno, dawno temu stoczyli się na sam dół. Zanim poznałam Lou miałam tylko mojego dziadka i Lauren, nikogo więcej. Mało czasu spędzałam w domu, bo go nienawidziłam. Nie znosiłam ludzi, którzy tam mieszkali, brzydkiej, obdartej kanapy, popękanych ścian, sufitu, z którego zwisało pełno pajęczyn i wielu, wielu innych rzeczy… Z zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa, nie zrozumiałam jednak co mówi.
- Przepraszam, mógłbyś powtórzyć? Zamyśliłam się…
- Mówiłem, że jutro musisz umówić się do lekarza, kochanie.
- Jasne, zadzwonię jutro. 
Po tej krótkiej wymianie zdań cała nasza siódemka postanowiła obejrzeć film. Jaki? Oczywiście „Grease”.
      Był już późny wieczór, kiedy stwierdziliśmy, że musimy odpocząć po tym cudownym dniu. 
Położyłam się do łóżka ze świadomością, że są ze mną dwa najcudowniejsze skarby świata, w tym jeden nienarodzony, który już pokochaliśmy. 
___________________________________________


PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO NIE DODAWAŁAM.
nie miałam pomysłu na to, co będzie dalej...
Mam nadzieję, że wybaczycie i że rozdział się Wam spodoba... :)

2 komentarze:

  1. Twoje opowiadanie jest niesamowite :)
    i te wspomnienia pogrzebu, miałam dokładnie to samo z moim dziadkiem, więc dawka emocji podwójna :)
    pisz dalej i jak najszybciej dodawaj następny :D ♥
    pozdrawiam i życzę dużo weny ^.^
    ps. mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach na tt @_let_it_go_

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, dziękuję, razy nie wiem ile ♥
    no pewnie, że mogłabym. i będę ;D

    OdpowiedzUsuń