wtorek, 1 maja 2012

Rozdział piąty


„Czasami człowiek myśli, że nie ma nic gorszego od dowiedzenia się o śmierci jednej z najbliższych mu osób… Później jednak zauważa, że może żyć ze świadomością tego, że osoba, która odeszła jest blisko nas. Możemy w każdej chwili pojechać do miejsca, gdzie ona jest. Staramy się wtedy zapamiętać wszystkie rysy jej twarzy, każdy szczegół. Mimo, że ronimy przy tym łzy czujemy spokój, że możemy jeszcze zobaczyć tą osobę. Wchodząc do kostnicy czujemy niedowierzanie, ból, szok. Patrzymy na trumnę, na osobę, która tam leży i nie potrafimy uwierzyć w to, że jeszcze kilka dni temu z nią rozmawialiśmy, czuliśmy jej dotyk na swojej dłoni. Próbujemy sobie przypomnieć jej uśmiech, sposób w jaki na nas patrzyła. Myślimy o tych rzeczach, na które nigdy nie zwracaliśmy uwagi, a tak szybko utraciliśmy. Wspominamy wszystkie chwile spędzone razem, nieważne czy dobre, czy złe. Po kilku dniach zauważamy zapadnięte policzki, paznokcie zaczynają sinieć. Nie wierzymy w śmierć tej osoby, myślimy, że to jakaś cholerna pomyłka. A potem nadchodzi czas pogrzebu, samochód podjeżdża, by zmarły pożegnał się z domem. Następnie trzeba iść do kaplicy przy kościele. Trumna jest otwarta, ludzie płaczą. Najbliższa rodzina stoi i odmawia różaniec. Ból jest już jednak zbyt porażający, by mogli płakać. Obcy ludzie podchodzą, dotykają JEGO dłoni, jakby to nie było nic takiego. A potem? Potem wystarczy spojrzeć na trumnę i nagle ma się wrażenie, jakby oczy zmarłego się otworzyły, jakby oddychał. Chwilę później następuje jeden z najgorszych momentów. Chwila, w której trumna jest zamykana. To pudło bez wyjścia, w którym przepada część twojego serca. Uświadamiasz sobie, że widzisz tę osobę po raz ostatni w życiu, nie możesz znieść tego widoku. Później jest msza żałobna, którą przeżywasz w zupełnym otępieniu. I w końcu nadchodzi ten moment. Trzeba wyruszyć w kondukcie żałobnym w ostatnią podróż.  Niesiesz kwiaty, wiatr targa ci włosy, a ty chcesz, żeby to ciebie włożyli do grobu, nie jego. Kiedy docieracie na cmentarz, w końcu widzisz TO miejsce. Wszystko jest przygotowane – dół wykopany, winda… Teraz nadchodzi najgorszy moment. Trumna zostaje położona, kapłan kropi ją wodą święconą, po czym obsypuje ziemią mówiąc „Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”. Tego jest już zbyt wiele, starasz się jednak nie mdleć. I w końcu… Zmarły zostaje spuszczany do grobu, próbujesz powstrzymać potok łez, ale nie potrafisz. Wszyscy składają ci później kondolencje. Kiedy opuszczacie cmentarz, czujesz się, jakby twoje serce właśnie tam pozostało. W restauracji podczas stypy próbujesz się uśmiechać. Po kilku godzinach wracasz na cmentarz. Nie liczysz minut, które tam jesteś, po prostu stoisz i wpatrujesz się , próbujesz się z nim pożegnać. Jakaś cząstka ciebie wie jednak, że ON nadal tu jest, jest razem z tobą… "

- No, tak to jakoś mniej więcej wygląda.. – powiedziałam Louisowi.
Chłopak siedział na łóżku i wpatrywał się we mnie swoimi niebiesko-zielonymi oczami, teraz pełnymi łez.
- Cholera, mówisz, że nic nie pominęłaś? – zapytał się.
- Tak właściwie to jedną, jedyną rzecz.
- Jaką?
- To, że przed pogrzebem wrzuciłam do twojej trumny swój kolczyk.
- Ten, który dałem ci na urodziny?
-Tak, właśnie ten. Mój ulubiony... Pamiętasz? Drugi kiedyś zgubiłam...
- Vi, nie musiałaś.
- Wiem, wystarczyło, że zabierałeś ze sobą moje serce, nie musiałeś jeszcze kolczyka, ale.. – cały czas próbowałam się uśmiechać.
- Mała, nie mam o to do ciebie pretensji – przeniósł się na podłogę, dokładnie naprzeciwko mnie – wręcz przeciwnie, przez to, co mi teraz powiedziałaś kocham cię milion razy mocniej, o ile to w ogóle możliwe.
Podniósł moją brodę, spoglądając mi w oczy. W jego oczach kłębiło się mnóstwo emocji… Nagle, ni stąd, ni zowąd, rozpłakałam się.
- Hej, co ci jest? – zapytał pełnym troski tonem.
- Przypomniało mi się, że… że zawsze chciałam mieć z tobą dziecko. Pamiętasz? Mieliśmy mieć dwójkę dzieci, przytulny dom… Mieliśmy być szczęśliwi.
- Wiem, uwierz mi, też zawsze tego pragnąłem. Chciałem, żebyśmy dzielili wszystko… Nazwisko. Cudownie by to brzmiało, prawda? Valentine i Louis Tomlinson… 
___________________________________________________________
Teraz mnie chyba zjecie za to, ze tak długo nie dodawałam.
Przepraszam, nie miałam weny.
Wszystko w cudzysłowie jest opisem moich własnych przeżyć, więc...
Love You all xx

4 komentarze:

  1. Piękne. Aż mi się płakać chciało, jak czytałam opis. Mam nadzieję, że w najbliższym rozdziale zawita trochę radości ;) @EleanorIsMyIdol

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękii. x
    Ja na początku ryczałam jak cholera.
    Obiecuję, w następnym będzie więcej radości. ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam <33
    Świetnie piszesz i genialny pomysł na opowiadanie ♥
    xo @eatcarrotsordie

    OdpowiedzUsuń
  4. Serio? ♥
    Ale się miło robi po przeczytaniu takich słów, naprawdę. Dziękuję. xx

    OdpowiedzUsuń